niedziela, 4 sierpnia 2013

Emocja 7

Krople deszczu miarowo uderzają w parapet, wiatr świszczy groźnie za oknem, a na sufit pada niekształtny cień wyginających się od niego drzew. Podłoga skrzypnie co jakiś czas, ktoś za oknem krzyknie coś niezrozumiałego, co natychmiast porywa wiatr. Słyszysz jej płytki oddech. Zastanawia cię co teraz będzie. Tak bardzo chciałeś być jej rycerzem, który będzie przy jej boku, ale czy kiedy masz taką szansę, dasz sobie radę? Sprostasz temu, co stawia przed tobą los? Będziesz potrafił patrzeć, jak umiera? Czujesz, jak drżysz na całym ciele. Drżysz z obawy, ze strachu. Życie jest niesprawiedliwe, myślisz. Być może zbyt egoistycznie, bo nie ty jeden cierpisz, nie ona jedna na świecie ma odejść, choć niczemu nie zawiniła. Chciałbyś wymierzyć sprawiedliwość, ale nie masz pojęcia komu, czemu. Chciałbyś znaleźć jakiegoś specjalistę, który jej pomoże, ale szukałeś dosłownie wszędzie, nawet kiedy od ciebie odeszła i wszyscy tylko kręcili głowami. Bezsilność jaka w tobie narastała chyba osiąga właśnie apogeum. Patrząc na jej wychudzoną, nienaturalnie długą twarz czujesz, jak łzy bólu gromadzą się w kącikach twoich oczu, by spłynąć potem na poduszkę. Podświadomie przeczuwasz, że to da ujście owemu bólowi, ale kiedy po kwadransie nadal płaczesz, sądzisz, że ktoś zrobił cię w bambuko. Jesteś facetem, nie płacz, do jasnej cholery! - karcisz się w myślach. I co z tego? Jesteś kobietą, mężczyzną, dzieckiem, dorosłym, kruszyną czy potężnym cielskiem, którego się boją - każdy z nas ma emocje i każdy z nas kiedyś zapłacze. Twoja ukochana umiera, a ty nie możesz nic z tym zrobić, czy byłbyś człowiekiem, gdybyś nad tym nie zapłakał?
- Łukasz, leki. - słyszysz z prawej strony. Ma świszczący oddech i z widocznym trudem łapie powietrze. Nie wróży to nic dobrego. Pośpiesznie wstajesz, nie zapalając światła, by nie widziała twojego zapłakanego oblicza. Sądzisz, że trzyma lekarstwa tam, gdzie trzymała je, kiedy mieszkaliście razem. Apteczka w łazience. Bingo! Zdejmujesz ją delikatnie ze ściany, gdyż nie jest zbyt ciężka i zanosisz do sypialni. Pola kaszle, jakby miała zaraz wypluć swoje schorowane płuca. W czasie kiedy ona wyjmuje z pudełka trzy słoiczki z tabletkami, ty nalewasz jej do szklanki wody. Połyka jedną, po drugiej z zaskaującą łatwością, biorąc pod uwagę, że zawsze miała z tym potężny problem. Potem wdycha czysty tlen, uspokajając oddech. Długo siedzisz obok niej i trzymając ją za ręke, czekasz aż kaszel ustąpi.
- Chce już umrzeć. - mówi, z ciężkim westchnięciem. Sztywniejesz. Twoje oburzenie jest tak wielkie, że nawet nie potrafisz go teraz wyrazić słowami. Zapowietrzasz się niemal i dopiero po wypuszczeniu ogromu powietrza z płuc, trochę się uspokajasz. Trochę, jest tu słowem kluczowym.
- Jak możesz tak mówić?! - niemal wykrzykujesz nie patrząc na późną porę, ciszę nocną i jej zmęczenie chorobą. Masz ochotę się znów rozpłakać. Modlisz się o każdą chwilę życia więcej dla niej, a ona tak po prostu mówi, że nie chce już żyć. Wydaje ci się to tak niesprawiedliwe i egoistyczne! Nie odpowiada na twoje słowa, ale unosi dłoń i gładzi cię nią po policzku. Jest zimna, wręcz lodowata. Jej zapadnięte, małe oczy wpatrują się w ciebie ze współczuciem. W tym świetle jest chyba jeszcze bardziej blada niż za dnia.
- Tak bardzo cię przepraszam, że pojawiłam się w twoim życiu. - wychlipuje. Okres w którym walczyła, nie chciała się poddać, realizowała ostatnie plany i marzenia już dawno minął, a zastąpiło go pogodzenie się z ponurą rzeczywistością. Pochylasz się i całujesz ją delikatnie w mokre, równie zimne czoło. Pocałunek jest długi i pełen czułości. Odpowiada jej zamiast słów. Zawsze lubiłeś to, że rozumiecie się bez nich. Za pomocą gestu, spojrzenia. Miałeś wrażenie, że mówią one więcej od nawet najbardziej wyszukanych zwrotów.



Wchodzisz zmęczony do domu z jeszcze mokrymi od prysznica włosami i uderza cię Linkin Park o ogłuszającej głośności. Rzucasz torbę treningową na podłogę, mimo iż Pola zaraz cię za to zwyzywa. Pozbywasz się swoich ulubionych Nike z nóg i kluczyków od samochodu z kieszeni spodni. Próbujesz się przyzwyczaić do hałasu, ale po treningu chyba ci się to nie uda. Przyciszasz więc muzkę tak, aby nie rozerwała ci bębenków i ruszasz na poszukiwania ukochanej. Znajdujesz ją w kuchni, krzyczącą równie głośno jak wokalista. Pragniesz ciszy i spokoju, ale w towarzystwie Poli nie zawsze masz na nie szansę, a widząc jak przepełnia ją energia, nie jesteś w stanie sprawić, że jej ulubiony zespół zamilknie. W pomieszczeniu roznosi się zapach sosu pomidorowego. Podchodzisz do niej i przytulając się do jej pleców, całujesz delikatnie w szyję.
- Jak było na treningu? - pyta, mieszając sos drewnianą łyżką.
- Ciężko. Nie mogę dalej odkładać tej operacji. Zrobię ją po tym sezonie. - mówisz, krzywiąc się. Noga boli cię niemiłosiernie już chyba sam nie pamiętasz dokładnie od kiedy. Masz dość biegania po boisku na środkach przeciwbólowych. Ile przecież można się męczyć?
- Dawno ci to mówiłam. - mówi takim głosem jakby z jej ust padło "a nie mówiłam?", ale ignorujesz to, zabierając leżącą niedaleko łyżkę i smakując jej wytwór. Jest trochę za słony, ale milczysz. Pola często potrafi przesadzić z przyprawami. Lepsza sól niż pieprz. Blondynka nagle wyrywa się z twoich ramion i ucieka na drugą stronę kuchni, kaszląc jak ktoś z gruźlicą. Marszczysz czoło zaniepokojony i chcesz do niej podejść, ale ona zatrzymuje cię gwałtownym gestem ręki.
- Pola? - pytasz niepewnie, kiedy niemal dwuminutowy atak kaszlu ustępuje i podajesz jej szklankę z wodą. Nie podoba ci się to. Kiedy owe ataki przychodzą jeszcze dwa razy tego dnia i kolejne razy w dniach następnych, zaczynasz się naprawdę poważnie martwić i prosisz Polę, aby udała się do lekarza. Ona jednak nic sobie z tego nie robi i ignoruje cię, sprawiając ci przykrość. Skoro prośby nic nie dają, stajesz się stanowczy i niemal sam zapisujesz ją na wizytę. Zrobiłbyś to, gdyby nie wyrwała ci telefonu z ręki z okrzykiem "przestań".
- To nie jest normalny, zwykły kaszel skarbie. Bliżej mu do tego,  jakbyś miała zaraz pozbyć się płuc! - unosisz się. Jej stan napawa cię strachem, szczególnie kiedy do kaszlu dochodzi ciężki oddech. A ty nie lubisz się bać. Nigdy z resztą nie musiałeś, życie ci tego oszczędzało, bądź za bardzo skupiałeś się na realizowaniu marzeń i emocjach zupełnie pozytywnych. Naiwnie liczysz, że tak będzie cały czas, ignorując przeświadczenie, że przecież nie może być cały czas idealnie. Odsuwasz je w ciemny kąt i nie pozwalasz z niego wyjść, byle żeby nie zburzyło twojego poczucia bezpieczeństwa.
- Obiecuje, że jeżeli nie przejdzie mi do końca tygodnia, zgłoszę się do lekarza. - mówi znudzonym głosem. Kim byś był gdybyś jej nie uwierzył? Kiwasz więc zadowolony głową z wrażeniem, że wygrałeś, odrzucając myśl, że to ta sama uparta Pola i pod koniec tygodnia też będziesz musiał stoczyć z nią sporą batalię. Na tę chwilę jej zapewnienie cię uspokaja i egoistycznie chcesz w tym stanie jeszcze trochę pozostać. Z resztą kiedy jesteś spokojny, znacznie lepiej dobierasz argumenty i łatwiej ci się z blondynką rozprawić. Podświadomie czujesz, że do tego czasu jej przejdzie. A może tylko to sobie naiwnie wmawiasz? Tak jak zawsze wmawiasz sobie, że jeszcze nie wszystko jest stracone, kiedy jesteście bliscy przegrania meczu. W każdym razie tak przeczuwasz. Mało trafne masz jednak te przeczucia Piszczek i masz się o tym przekonać prędzej, niż myślałeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz