piątek, 8 listopada 2013

Emocja 11

Koniec. Koniec jej życia jest tak jakby końcem twojego życia. Siedząc przy jej łóżku i przytulając jej zimną dłoń do policzka czujesz, jakby i z ciebie ulatywało życie. Ulatuje też strach, ulatuje nadzieja. Zostaje tylko wielka wydarta w twoim sercu i duszy dziura, pulsująca niewyobrażalnym psychicznym bólem. Mówią ci, że przecież musiałeś być na to przygotowany. Śmiejesz się im w twarz. Przygotowany? Przygotowany na śmierć?! Któż, na Boga, potrafi się na jej przyjście przygotować?! Śmiało, niech pokażą ci jedną taką osobę. Chętnie wysłuchasz jej rad, teraz jednak, nie chcesz żadnych słów pociechy, nie chcesz nikogo widzieć. Musisz samotnie przetrawić jej brak. Nie ma jej i już nie będzie. Nie musisz jej szukać, odnajdywać. Jej drobne, piękne ciałko leży trzy metry pod ziemią. Brutalne, ale prawdziwe. Chciałbyś być silny. Naprawdę, chciałbyś potrafić się z tym uporać, ale można by cię porównać do wazonu, który spadł z wysokości i rozprysł się na malutkie kawałki. Prawdopodobnie sklejenie ich wszystkich nigdy nie będzie możliwe. Czytając list, ostatnią pamiątkę po niej, nie płaczesz. Chyba wylałeś już wszystkie łzy, bo po prostu siedzisz i czujesz jak jakaś wielka łapa ściska ci serce.
    Kiedy pojawiasz się w szatni przed meczem, trener patrzy na ciebie wyczekująco. Chce wiedzieć czy grasz, czy może na ciebie liczyć. Kiwasz głową. Jesteś to komuś winien. Prosiła cię. Doskonale to rozegrała, wiedząc, że jeżeli będzie to jej prośba, to wypełnisz ją najlepiej jak potrafisz, wracając do szczytowej formy. Wybiegasz na murawę, wdychasz zapach świeżo zroszonej trawy i patrzysz w kierunku wolnego miejsca nad waszą ławką. Widzisz ją tam, ściskającą kciuki i ukazującą ci swój delikatny uśmiech. Bramka, którą tego wieczora strzelasz jest dla niej i wszyscy to wiedzą. Dlatego kiedy unosisz ręce do góry, niczym Messi, na stadionie zapada cisza. Bolesna cisza. Tylko to ci teraz pozostało...




"Cisza jest święta. Zbliża ludzi, gdyż tylko ci, którzy dobrze się ze sobą czują, mogą siedzieć w milczeniu. Oto wielki paradoks." Park. Ty, ona, mroźny zimowy wiatr. Dzieci rzucające się śnieżkami i wy spacerujący za rękę.  Potraficie milczeć. Od samego początku fenomenem było dla ciebie, że nie używacie zbędnych słów i że owa cisza jest wyrazem waszej miłości. Posyłacie sobie uśmiechy, mocno wtulając się w zimowe szaliki, które oplatają wasze szyje. Czujesz się jak bohater filmu czy książki, który cieszy się sielankowym życiem.
- Hej! - krzyczysz, kiedy dostajesz śnieżką w plecy, po czym śmiejesz się głośno. Jakieś dziecko uśmiecha się do ciebie i biegnie za kolegami. Kiedy odwracasz się w kierunku ukochanej, otrzymujesz kolejny cios, tym razem prosto w twarz.
- Wypowiedziałaś wojnę! - oświadczasz, wypluwając śnieg z ust i ruszasz za nią biegiem, przy okazji mając nadzieję, że żadne z was nie wyrżnie widowiskowo o lód pokrywający ścieżkę. Łapiesz ją w pasie i po chwili wrzucasz w zaspę. W jej zaróżowionych policzkach widać dołeczki, kiedy uśmiecha się do ciebie, próbując wygrzebać się z usypanego po bokach drogi śniegu.
- Teraz mi pomóż geniuszu. - mówi, wyciągając do ciebie rękę. Pochylasz się, chwytając ją, ale zamiast postawić ją na nogi, za jej sprawą tracisz równowagę i lądujesz tuż obok niej. Jej śmiech roznosi się po parku, kiedy wysypujesz śnieg z rękawów kurtki, trzęsąc się z zimna.
- Jak dziecko. - mruczysz pod nosem, spoglądając na nią i próbując udawać obrażonego.
- Chyba jak dzieci. - odpowiada mierząc cię już z pozycji stojącej. Również wstajesz, co nie jest najłatwiejszą rzeczą, i przytulasz się do jej pleców. Milczycie, wpatrując się w lepiące bałwana dzieci. Nie po raz pierwszy zdajesz sobie sprawę, że Pola jest wszystkim tym, czego potrzebujesz do pełni szczęścia. Nikt ani nic innego nie daje ci go w tak czystej postaci. Możesz tu po prostu stać, przytulony do niej, czuć bicie jej serca, wdychać owocowy zapach jej mokrych od śniegu włosów i patrzeć jak para z jej ust maluje dziwne kształty w powietrzu. Mógłbyś tu nawet zamarznąć, byle żeby taki stan rzeczy pozostał niezmieniony. Bóg ci świadkiem, że byłbyś w stanie zrobić wszystko, byle żeby Pola była przy tobie.
- Obiecaj, że za rok też tu będziemy i za dwa, że będziemy tu przyprowadzać dzieci i wnuki. Proszę, obiecaj, że mnie nie opuścisz. - szepcze blondynka, odwracając się do ciebie. W jej oczach widzisz niepewność. To zaskakujące, że tak twarda kobieta, potrafi czasami objawić ci się w zupełnie inny sposób. Jako delikatna i bojąca się zranienia.
- Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby było tak jak mówisz. Nie opuszczę cię. - zapewniasz. I tak właśnie jest. Nie przyprowadzisz do parku waszych dzieci ani wnuków, nie spędzisz z nią już żadnej zimy, ale ta jedna obietnica, to co zależało tylko od ciebie, została przez ciebie wypełniona. Nie opuściłeś jej aż do ostatnich dni...